19 lut 2016

Rozdział VII

Mój brat jak najbardziej uważał, że trafiłam do wspaniałej drużyny. Nauczyciel w postaci jednego z najsilniejszych shinobi w wiosce, koledzy z klanu Uchiha. Twierdził, że wszystko to, składa się na możliwość bycia jednym z najsilniejszych ninja naszego rodu. Utalentowani i silni chłopcy staną się tym, co sprawia, że będę chciała być silniejsza. Choćby po to, żeby im dorównać, a może nawet przewyższyć. W dodatku mam możliwość szlifowanie wszystkich moich umiejętności pod okiem Orochimaru, jednego z sanninów. Nieco odmiennego zdania był mój ojciec. Doszedł do wniosku, że mistrz, będzie faworyzował Uchihów i próbował jakoś stępić moje talenty i efekty treningów. Swoją drogą, łał, powiedział, że mam talent do czegoś. Matki nikt o opinię nie zapytał, z racji tego, że nie zajmowała się nigdy czymś takim. Jak już wcześniej mówiłam, ona raczej zajmowała się typowo kobiecymi robótkami.
W każdym razie, rozmowy zakończyły się jasno sformułowaną konkluzją - mam robić wszystko, co w mojej mocy, aby przegonić Uchihów. Z tego też powodu, ojciec zarządził rodzinne ćwiczenia. Poszliśmy więc do sali treningowej, gdzie ojciec wyjaśnił na czym wszystko będzie polegało.
- Od dzisiaj, każdego dnia będziecie tutaj trenowali, walcząc ze sobą. Ja będę tylko obserwował i ewentualnie mówił wam, gdzie popełniacie błędy. Hirato, nie ograniczaj się tylko dlatego, że twoja siostra jest młodsza, w ten sposób niczego się nie nauczy, a ty przestaniesz się rozwijać.
Odwrócił się do nas plecami. Lecz na krótko, tylko na tyle, aby zdjąć zawieszone na ścianie bambusowe kije. Podszedł do nas, wręczając każdemu po jednym.
- Jest jedna zasada, nie możecie się pozabijać. Możecie atakować wszystkim co macie, nie musicie ograniczać się do tego - Wskazał kije. - Jeśli przeciwnik wytrąci ci z ręki broń możesz walczyć inaczej. Nie będę was ograniczał.
Wróciwszy pod ścianę, skinął głową, dając tym samym znak, byśmy rozpoczęli pojedynek.
* * *
Rano obudziłam się cała obolała i posiniaczona. Brat był dla mnie za silnym przeciwnikiem, gdy nie dostosowywał swoich ciosów do mojego poziomu. Trochę jak treningi z ojcem, z tą tylko różnicą, że Hirato nie wyładowywał na mnie swojej złości. No, i nie bolało aż tak.
Podczas wczorajszych ćwiczeń przez chwilę udało mi się z nim walczyć jak równy z równym. Wszystko szło dobrze do momentu, w którym stworzył klona, który podciął mi nogi. Straciłam wtedy równowagę i wypuściłam kij z rąk. I mimo tego, że udało mi się go odzyskać, to bronienie się przed dwójką przeciwników było ciężkie. To znaczy, blokowałam ich ataki i nawet udało mi się kilka razy skontrować. Moje techniki jakieś skomplikowane nie były, zwykłe uderzenia dwoma końcami kija na przemian. Raz z prawej raz z lewej. Raz lub dwa udało mi się, zupełnie przypadkiem, uderzyć go w kolano tak, że aż przyklęknął na to zdrowe. Nie to, żeby miał przez to problem w walce. Wręcz przeciwnie! Dzięki temu znalazł okazję, żeby mnie powalić na ziemię. Dość mocno dźgnął mnie końcem kija w brzuch, a kiedy upadałam, uderzył w bok.
Podobnie wyglądały następne treningi.
Z kolei te z moją drużyną polegały na zbieraniu czakry, skupianiu jej w konkretnych miejscach, doszkalaniu w zakresie celności rzutu shurikenem i kunaiem. Dość nieskromnie, ale powiem, że najszybciej z całej grupy nauczyłam się chodzić po wodzie, czy zwisać z gałęzi drzewa nie trzymając się jej. I mistrz mnie pochwalił. Poprawiłam też moją celność. Teraz za każdym razem trafiałam.
Kilka dni później pan Orochimaru zarządził tening ninjutsu.
- Patrzcie i podziwiajcie! - Mówiąc to dźgnął się kunaiem w palec tak, że zaczęłą mu lecieć krew.
Mistrz wykonał kilka pieczęci, jednakże zrobił to tak szybko, że nie widziałam jakie. Chwilę później pojawił się przed nami jakiś przerośnięty wąż. Następnie ninja stanął obok niego, kładąc dłoń na jego głowie.
- Technika przywołania. Jest to rodzaj techniki, która pozwala na przenoszenie zwierząt lub ludzi na duże odległości, a raczej, na wezwanie jakiegoś stworzenia, aby przybyło i pomogło w walce. Jednakże, chcąc takowe przywołać musicie mieć z nim kontrakt. Oprócz właściwych pieczęci potrzebna jest także krew. Wielkość przyzwanego stwora zależy od ilości czakry, którą wykorzystacie. - Zamilczał na moment, abyśmy mogli przyswoić sobie wszystko, co powiedział. - Nie jest to jakaś górnolotna technika, ale osobom na waszym poziomie będzie przydatna. Możesz wracać - powiedział do węża, który zniknął w kłębach dymu. - Zapamiętali wszystko?
- Tak - odpowiedzieliśmy chórem.
- Dobrze, więc teraz pokażę wam kolejne pieczęcie. Dzik - Ułożył dłonie w odpowiedni sposób. - Pies. Ptak. Małpa. Baran.
Każdą z nich chwilę trzymał, żebyśmy mogli zapamiętać, potem powtórzył całość nieco szybciej.
- Teraz wy - oznajmił chwytając się w pasie. - Panie przodem, więc zaczynamy od Hirumi. Bez krwi.
Pokiwałam głową, po czym wykonałam wszystkie potrzebne pieczęcie. Mistrz pokiwał głową, a następnie wskazał Kazumę, który też wszystko wykonał poprawnie. Na Itachiego nawet nie patrzył, bo i tak wiedział, że wszystko zapamiętał.
- A teraz, wasza ulubiona część.
- Drugie śniadanie? - zapytał Kazuma z nadzieją.
- Nie. Zadanie domowe, macie popytać w domach o zwoje do kontraktów ze zwierzakami, a na następnym treningu pokazać mi wynik nauki. Hirumi ma łatwiej, klan Ryu specjalnie hodował sobie jaszczurki do przywołań i każdy dom ma swoją, że tak to ujmę, farmę gadów.
Pokiwałam w odpowiedzi głową. To był akurat jeden z faktów, których nie trzeba było ukrywać i był ogólnodostępną wiedzą. Podobnie jak te dziwne paczydła, które miał mój ojciec, dziadek, stryjek... Coś jak sharingan klanu Uchiha, ale przydatne do czego innego. Ale oczywiście, jak na tak wielki ród przystało - i my mieliśmy mroczne sekrety, które nigdy nie mogą ujrzeć światła dziennego.

__________

Na dzisiaj tylko tyle! Mam nadzieję, że się Wam podobało! :D Czekam na komentarze z Waszymi uwagami i pytaniami!

6 komentarzy:

  1. Odzywam się, abyś wiedziała, że to co piszesz jest czytane. Nie wiem co więcej tu wklikać. Rozdziały są krótkie i mało co się w nich dzieje, a jak już jest jakaś akcja, to kończy się i okazuje się, że nic takiego się nie wydarzyło. Minusem tego co piszesz, jest brak emocji, które waliły drzwiami i oknami we wstępie. Rozumiem, że to dramat, ale ciągłe pokazywanie biednej i nieszczęśliwej dziewczynki nie przyciągnie Ci zbyt wielu czytelników. Od czasu prologu, jedyne co wzbudziło moją ciekawość, to spóźnienie Itachiego na zaliczenie i to jak chciał sobie z naszą narratorką sprawdzić pracę domową. Dodaj nieco życia do tego co piszesz. Nie tłumacz się tym, że to wprowadzenie, bo nawet w długich wstępach można wtrącać ciekawe sytuacje. Skoro jest taka nieszczęśliwa, to nie ma czegoś, co by ją trzymało w kupie? Może niech się zacznie wymykać z domu i robić coś niestosownego, aby podbudować się troszkę. Albo jakieś zwierzątko ukrywane przed ojcem. Cokolwiek, bo na razie to cały czas trenuje i ma siniaki. No nie ja to piszę, ale mam nadzieję, że sama coś wykombinujesz, aby uatrakcyjnić rozdziały.

    Życzę weny, czasu, i masę chęci, aby powstało jak najwięcej cudownych rozdziałów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten budujący komentarz! :D Dziwne uczucie spotkać się z krytyką, której się oczekiwało, ale bardzo mi to pomogło! Wezmę sobie Twoje rady do serca i postaram się poprawić! :D

      Usuń
  2. Bardzo fajne ,mimo że nie lubię opowiadań z walką ninja to to akurat mi się podało :) Co do uwag to za krótkie ,jak dla mnie .Pozdrawiam
    noc-w-tokio.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, ale reklamy swoich blogów polecam zostawiać w dziele "SPAM" :D

      Usuń
  3. Za krótkie i mało się dzieje podczas tylu rozdziału lecz wiedz, że ja nadal wiernie czytam Twoje opowiadania. Wenki życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :D
      Mało się dzieje bo nie wiem co mam pisać xD raczej wiem co, ale nie wiem jak. Cale to opowiadanie wymyśliłam w jeden wieczór i się popłakałam przy tym ;_; a teraz nie wiem jak przekazać wszystko innym

      Usuń