1 gru 2015

Rozdział II

W domu jak zwykle nerwy, wielogodzinny trening i krytyka. Nie lubiłam tam być. Bałam się. Nawet bardziej niż nowej szkoły, do której już od tygodnia chodzę.
Szczególnie obawiałam się mojego ojca. Nie lubił mnie, nienawidził. Przynajmniej tak odbierałam wszystko co robił. Nie interesował się mną, ale jeśli coś poszło mi źle lub pokłóciłam się z bratem, jego ulubieńcem, to zaraz wyzywał mnie od najgorszych.
Przebrałam się w strój do treningu, po czym poszłam do sali, a której zawsze z ojcem ćwiczyliśmy taijutsu. To znaczy, ja starałam się bronić, a on zamiatał mną podłogę. I tak do wieczora.
Leżałam pokonana na ziemi, trzymając ręce na bolącym od kopniaków brzuchu.
- Wstawaj - rozkazał mężczyzna.
Spojrzałam na niego.
Patrzył na mnie swoimi ciemnymi, pełnymi nienawiści oczami. Skrzyżował ręce na piersi.
- Powiedziałem, żebyś wstała - wysyczał, a źrenice jego oczu zmieniły się. Wyglądały jak u jakiegoś gada.
To było coś, czym obdarzono nasz klan. Oczy te pozwalały widzieć temperaturę otoczenia lepiej, niż samo otoczenie. Były niczym kamera termowizyjna. Wbrew pozorom było to przydatne. Na przykład podczas walki w ciemnej jaskini lub we mgle.
Jednak ojcu nie były one potrzebne w walce ze mną. Po prostu wiedział, że nie przepadam za tym widokiem. Bałam się. Co się dziwić? Dla siedmioletniej dziewczynki były przerażające.
- Bezwartościowe beztalencie. Nie wierzę, że jesteś moją córką. - Powiedziawszy to opuścił pomieszczenie, a ja zostałam sama, bliska płaczu.
Zawsze się tak kończyło. A jeszcze musiałam zrobić lekcje i się wykąpać.
Z trudem, ale wstałam. Jedną ręką trzymałam się za brzuch, natomiast drugą wycierałam łzy.
Przeszłam do mieszkalnej części budynku, gdzie zaczepił mnie brat, mówiąc, że pójdzie do pokoju razem mną. Gdy już dotarliśmy, upewnił się, że nikt nie słyszy i nie widzi, po czym spod bluzy wyciągnął jakieś zawiniątko, które okazało się być dwoma talerzami, które miały chronić kolację. A były nią dwie kanapki.
- Przemyciłem dla ciebie trochę - powiedział z uśmiechem, następnie postawił przedmioty na biurku.
- Dziękuję! - zawołałam, przytulając się do niego. - Ojciec nie będzie na ciebie zły? - zapytałam po chwili, puszczając go.
- Jeśli się nie dowie, to nie będzie - odpowiedział z tym samym uśmiechem, co wcześniej.
- Ale jesteś odważny - stwierdziłam z podziwem, biorąc się za kanapki, które Hirato przyniósł.
W odpowiedzi potargał moje, i tak odstające na wszystkie strony, włosy.
- Idę się umyć, potem jeszcze przyjdę i pomogę ci z zadaniem.
Jak powiedział, tak zrobił. Wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając mnie sam na sam z jedzeniem.
Ciesząc się posiłkiem, rozglądałam się po wciąż nowym pokoju. Pod oknem, znajdującym się na krótszej ścianie, stało łóżko, a obok niego stolik nocny z budzikiem i zdjęciem chorowitego dziadka. Kawałek dalej, bliżej drzwi znajdowało się biurko, przy którym aktualnie stałam. Nad nim wisiała tablica korkowa, a na niej plan lekcji. Na przeciwnej ścianie, w pewnej odległości od siebie, stały szafa z ubraniami oraz dwa regały na książki. Choć jeden z nich stał się regałem na zwoje, ponieważ trzymałam ich na nim naprawdę sporo. Zawierały instrukcje wykonywania różnych technik, w tym kilku z naszego klanu. Do tego kilka sztuk o potworach i innych demonach, w tym bijuu.
Nie miałam zabawek. Wszystkie zostały w naszym starym pałacu w Wiosce Mgły. Poza tym i tak nie miałam czasu na zabawę. Przed przeprowadzką to jeszcze. Miałam określone godziny, w których mogłam się bawić. Biegłam wtedy do mojego kolegi, Mangetsu Hozukiego, i bawiliśmy się z jego młodszym braciszkiem Suigetsu, lub sami szliśmy na plac zabaw. A teraz? Pomarzyć mogłam chociażby o grze w berka z moim bratem.
Zjadłszy, usiadłam do biurka, by zrobić zadanie domowe. W końcu jutro szkoła, a w niej znowu będą porównywać mnie i tego Uchihę, Itachiego. Musiałam być lepsza! Starczy, że podczas wczorajszych ćwiczeń z rzucania shurikenami wypadłam gorzej od niego.
Skończyłam robić lekcje na tyle szybko, że gdy Hirato wrócił, żeby mi pomóc, ja już się pakowałam.
- Zrobiłaś? - zapytał zdziwiony. W odpowiedzi pokiwałam głową. - No to, dobranoc. - Mówiąc to przytulił mnie, a potem poszedł do siebie.
Teraz tylko musiałam się umyć i niezauważenie odnieść talerze do kuchni, co też udało mi się zrobić. Umyłam się, a później nastawiłam budzik i poszłam spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz